Ewa Gdak

Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi


Humor i dowcip językowy w twórczości

Jana Twardowskiego


Twórczość poetycka księdza Jana Twardowskiego podoba się od wielu lat rzeszom czytelników. W analizowanej poezji tkwi bowiem jakaś siła perswazyjna, poprzez moc słów Twardowski bierze udział w kształtowaniu świata wartości swoich odbiorców. Sposób przeżywania problemów wiary i moralności, a także pewna filozofia życia prezen- towana na kartach kolejnych poetyckich tomów stały się bliskie ludziom, którzy starają się przełamywać wszelkie usztywniające i zacieśniające stereotypy w myśleniu o życiu człowieka, także w sferze duchowej.

W twórczości poety znajdujemy przede wszystkim zgodę na świat, mimo samotności, bólu, śmierci, rozpaczy. Poezja ta pobudza odbiorców do uśmiechu. Z wierszy płynie wszechogarniający humor. Jest to niewątpliwie jedna z podstawowych determinant stylu Jana Twardowskiego.

Jaki jest humor księdza Jana? Danuta Buttler pisze, że

[…] humor jest wyrazem życzliwej lub pobłażliwej postawy wobec rozmaitych prze- jawów śmieszności i aprobatywnego, wolnego od drwiny, szyderstwa i nienawiści sto- sunku do świata1.

I taki jest właśnie humor w analizowanych utworach. W opracowaniu Danuty Buttler czytamy dalej:

Wielu teoretyków wskazuje na to, że dowcip zachowuje pewną autonomię w większej strukturze, tworzy wyodrębniający się element tekstu, humor zaś przenika całą treść2.


1 D. Buttler, Polski dowcip językowy, Warszawa 1974, s. 123.

2 Tamże, s. 124.

Humor jest więc zdaniem Danuty Buttler cechą tekstu, w tym dzieła sztuki. Uznaje- my, że jest także cechą tekstów poetyckich Jana Twardowskiego, cechą, której chcemy przyjrzeć się bliżej.

Dla księdza Jana źródłem uśmiechu jest, po pierwsze, on sam.

Trzeba śmiać się z siebie, słuchając czy głosząc krytykę przestrzegać w niej także sie- bie. Humor jest czymś wspaniałym, bo ważne jest, aby potrafić śmiać się z siebie i wi- dzieć w sobie skąpców, kłamców i innych3.

Poeta zawsze mówił o sobie z dystansem, trochę z kokieterią: „Jestem staruszkiem, otoczonym pleśnią, grzybami i honorami”4.

Ksiądz Jan nie stronił od dowcipnych anegdot, których był bohaterem:

W zatłoczonym autobusie stałem, już jako ksiądz, tuż przy pewnej kobiecie karmiącej dziecko. – Ty maluchu nieznośny – powiedziała do dziecka – jak nie będziesz ssał, to dam temu panu, co stoi obok – i wskazała na mnie5.

Niedawno przyszła do mnie pewna pani i powiedziała:

w to co zrobisz lepiej ode mnie (42 II)

W wielu lirykach ksiądz Jan snuł metapoetyckie refleksje. Najcenniejsze w jego oczach zwykle były „wiersze nieśmiałe i bose”, a nie wyróżniane, nawet najbardziej prestiżo- wymi, nagrodami. Dlatego w jednym z utworów Twardowski prosił Maryję o wiersze,

„co nie idą jak krytyk za modą”, „nie świecą jak szyja ozdobna”, i „za które nie płacą dolarami Nobla” (166 II).

Warto w końcu przywołać liryczny Rachunek sumienia:

Czy nie przekrzykiwałem Ciebie

czy nie przychodziłem stale wczorajszy

czy nie uciekałem w ciemny płacz ze swoim sercem jak piątą klepką czy nie kradłem Twojego czasu

czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia czy rozróżniałem uczucia

czy nie byłem miękkim despotą

czy nie przekształcałem ewangelii w łagodną opowieść czy nie udowadniałem słonia

czy modląc się do Anioła Stróża – nie chciałem być przypadkiem aniołem a nie stróżem czy klękałem kiedy malałeś do szeptu (173 I)

Wykorzystując anaforę, a przede wszystkim paradoksy (jeden z ulubionych chwytów), Twardowski stworzył długą listę pytań, składających się na rachunek sumienia. Nie są

to jednak pytania, do których przywykliśmy, przeglądając książeczki do nabożeństwa, raczej efektowne, zaskakujące swą treścią sformułowania, które zgodnie z definicją pa- radoksu, zawierają

[…] myśl skłóconą z powszechnie żywionymi przekonaniami, sprzeczną wewnętrznie, która jednak przynosi nieoczekiwaną prawdę filozoficzną, moralną14.

Doskonale wykorzystał mechanizm paradoksu – zestawił kontrastowe całości znacze- niowe i ustalił między nimi stosunek inkluzji.

W poezji Twardowskiego znajdujemy dużo oceny wprost, niejednokrotnie ocena wy- rażana jest z uśmiechem, nie unika jednak poeta także kpiny, na przykład:

Dogmatycy hałasują po łacinie

moraliści brzęczą nad korytkiem ludzkiego sumienia apologeci skrzypią – porozpinani na krzyżu wiary kaznodzieje reperują głośnik, żeby ich było lepiej słychać męczennicy liczą na głos uderzenia w twarz skrupulantom spadła nareszcie na głowę dynia grzechu organiści oblizują dźwięki –

wierni podzielili się na wojenne obozy I tylko w szczerym polu

w oddechu zioła –

na klęczkach podziwiając zaspy nieba można jeszcze znaleźć Ciszę (146 I)

Kolejny raz warto podkreślić niecodzienne, zaskakujące zestawienia słów, którymi nazwał poeta negatywne ludzkie zachowania, na przykład „hałasować po łacinie” czy

„oblizywać dźwięki.” Twardowski przeciwstawił wszystkie ludzkie „starania” przyrodzie, dzięki której w postawie pokory można znaleźć Boga.

Ksiądz Twardowski nigdy nie ukrywał swej niechęci do pseudouczonych, zarówno świeckich, jak i duchownych, napisał kiedyś, że „wiary przemądrzałej szuka się u diabła” (78 I), a w innym wierszu:

Na uczelniach teologicznych operowany

przez docentów piłowany wierzącym udowadniany w ręce apologetów wydany Boże mój kochany (36 II)

Poeta negatywnie, częściowo metaforycznie kolejny raz ocenił teologów, którzy nie tylko „hałasują po łacinie”, „brzęczą nad korytkiem ludzkiego sumienia”, „skrzypią – porozpinani na krzyżu wiary”, ale także „za bardzo widzą” (163 I), „kroją ewangelię na plasterki” (160 I), „w czasie adoracji chrupią kość morału” (159 I) i „wymyślają zgraję formuł” (172 I). Nauka przez nich uprawiana jest dziurawa, wymaga naprawy. Prawdo- podobnie dlatego w jednym z wierszy Maryja „zamiast berła – trzyma kłębek włóczki/ ceruje teologię” (145 I). Ksiądz Jan powiedział kiedyś:


14 Słownik terminów literackich, (red.) J. Sławiński, Wrocław 1988, s. 340.

Ach, teologia to jest koronkowa robota. Te podziały, spory czy to jest dogmat, czy pół- dogmat, a może ćwierćdogmat. Służy wiedzy o Bogu, rozwija ją, ale i tak nie dowiemy się przecież wszystkiego, Tajemnica pozostanie Tajemnicą15.

W poezji Twardowskiego ci, którzy powinni wiedzieć najwięcej, zapomnieli o pod- stawowej prawdzie:

Bogu nie potrzeba

dowodów doktoratów tez

Bogu tak jak miłości wystarczy że jest (327 II)

Teolodzy jednak ciągle „piszą pobożne książki, komentarze do komentarzy, matema- tyczne dowody na istnienie Boga z wykresami”, a:

[…] Jezus myśli o nas w liter ciemnym stuku

jak trudno w niebo wstąpić spod robactwa druku (139 I)

Innym razem:

[…] wyjmijcie z siana pazurek teologa – żebym się nie zaziębił od złota

mały Jezus prosi cichutko jak świerszcz (149 I)

„Przemawiający z pozycji siły” (149 I) w omawianej twórczości nie znają Boga i

[…] dziwią się

że do nieba prowadzi

bezradny szczebiot wiary” (160 I).

Badacze i krytycy poezji księdza Jana zwykle zastrzegają, że ironia nie ma nic wspól- nego z humorem poety. Czy rzeczywiście?

W wierszu pt. Wyznanie czytamy ironiczne stwierdzenie: „prac doktorskich teraz się nie czyta tylko się je liczy” (195 I).

W świetle utworów księdza Jana głosiciele „wiary przemądrzałej” to nie tylko teo- lodzy, ale i „mruczący na świętego Tomasza” filozofowie, dla których „Pan Bóg pewny i prawdziwy” jest „garbaty i krzywy” (268 I), katecheci, „rozwiązujący spadochron mózgu” i „podlizujący się swemu sumieniu” do tego stopnia, że „Matka Boska załamuje ręce nad sucharkiem katechizmu” (168 I), a także cała rzesza uczonych „od oficjalnej mądrości która preparuje zestawia wiesza na tabelce i robi każdego na szaro” (177 I). Wielokrotnie Twardowski żartobliwie, ale i ironicznie pisał o ludziach związanych z nauką, na przykład:

Nie martw się

że się Kościół przewróci magistrze doktorze docencie nie martw się o Boga

ale o siebie (138 II)


15 H. Zaworska, „Jestem bo jesteś”. Z księdzem Janem Twardowskim rozmawia Helena Zaworska, Kraków 1999, s. 83.

Poeta nie lubił postawy, w której dominowała ludzka pycha – jego zdaniem w hierarchii grzechów stojąca na pierwszym miejscu16, piętnował obłudę. Wysoko stawiał natomiast mądrość, niekoniecznie tę zdobytą z książek i wyuczoną na lekcjach, ale tę pochodzącą od Stwórcy, a wypływającą z doświadczenia życiowego. Przypominał: „Mądrości trzeba się uczyć od Boga, a wiedzy – od ludzi”. Do kogoś, kto pokłada nadzieję w innej, zwracał się słowami:

Niech się pan nie martwi panie profesorze buty niepotrzebne umiera się boso

w piekle już zelżało nie palą

tylko wiedzę wieszają na haku smutno i szybko (451 I)

Negatywne nastawienie poety do pseudomędrców powraca przy okazji jednego z wier- szy bożonarodzeniowych:

Święty Józef załamał ręce, denerwują się w niebie święci, teraz idą już nie Trzej Mędrcy, lecz uczeni, doktorzy, docenci. Teraz wszystko całkiem inaczej, to, co stare, odeszło, minęło, zamiast złota niosą dolary, zamiast kadzidła – komputer zamiast mirry – video… (27 II)

Cytowany wiersz można uznać za nieco ironiczną współczesną wersję biblijnej wi- zyty Mędrców ze Wschodu. Jednak o ile ewangeliczni Mędrcy mieli na uwadze dobro Dzieciątka, dzisiejsi „magowie” przynoszą do Betlejem dary niekoniecznie potrzebne Nowonarodzonemu – dolary, komputer, wideo. Poeta zdecydowanie negatywnie oce- niał „wartości” dzisiejszego świata. W tym kontekście nie dziwi, że Józef załamał ręce, a święci się denerwują.

Twardowski w swej poezji nie szczędził także mówców od „homiletyki na piątkę”. Zdaniem poety „wygadanym kaznodziejom Bóg kładzie do ust gąbkę ciszy” (172 I). Aby nie stać się jednym z nich, prosił Boga:

Ty co nie zbawiasz dusz porośniętych słowami

chroń mnie od pięknej gładkiej wymowy kościelnej […] od naoliwionych zdań

proroczych ryków zgrabnego szeptu… (158 I)

Poeta wiedział, że w głoszeniu Słowa Bożego nie chodzi o retorykę, że nie wystarczy

„zreperować głośnik, żeby było lepiej słychać”, tym bardziej że do głosu dochodzi często jedynie nieudolny kaznodzieja, nie Bóg:


16 Tamże, s. 124.

Homilie jak ciężkie indyki jakby ktoś przyszedł porozmawiać z nikim Jezus na śmierć rozebrany bosy

prosi o słowa świeże

wilgotne od rosy (290 II)

Z drugiej strony, jako kapłan z wieloletnim doświadczeniem, Twardowski zdawał sobie sprawę z trudności głoszenia kazań, z odpowiedzialności za słowa. Może dlatego raczej żartobliwie opisał jedno z nudnych kazań:

Tylko maluchom nie nudziło się w czasie kazania stale mieli coś do roboty

oswajali sterczące z ławek zdechłe parasole z zawistnymi łapkami klękali nad upuszczonym przez babcię futerałem jak szczypawką pokazywali różowy język

dziwili się że ksiądz nosi spodnie

że ktoś zdjął koronkową rękawiczkę i ubrał tłustą rękę w wodę święconą liczyli pobożne nogi pań

niuchali co w mszale piszczy pieniądze na tacę odkładali na lody

wspinali się jak czyżyki na sosnach, aby zobaczyć co się dzieje w górze pomiędzy rękawem

a kołnierzem

wymawiali jak fonetyk otwarte zdziwione „O” kiedy ksiądz zacinał się na ambonie

– ale Jezus brał je z powagą na kolana (157 I)

Poeta z humorem przedstawił sytuację głoszenia kazania, które najprawdopodobniej nie należało do zbyt ciekawych, skoro w czasie jego trwania nie nudziło się „tylko” dzieciom, mającym stale coś do zrobienia. W poincie utworu pojawia się jeszcze jedna nieznudzona osoba – Jezus, który jak w Ewangelii bierze dzieci z powagą na kolana.

Ciekawy przykład autoironii bohatera wiersza, w tym przypadku pustelnika, znajdu- jemy w następującym utworze:

Tak zająłem się sobą że czekałem aby nikt nie przyszedł stale prosiłem o jeden tylko bilet dla siebie

nawet nic mi się nie śniło

bo śpi się dla siebie, ale sny ma się dla drugich

założyłem w sercu tajną radiostację i nadawałem tylko swój program przygotowałem sobie kawalerkę na cmentarzu

i w ogóle zapomniałem że do nieba idzie się parami nie gęsiego nawet dyskretny anioł nie stoi osobno (256 I)

Człowiek to istota niedoskonała. Prawda ta towarzyszy ludziom ab ovo, jej echa znaj- dujemy w Skrupułach pustelnika. W kulturze chrześcijańskiej pustelnicy byli zawsze blisko Boga, głównie dzięki temu, że wyrzekali się wszelkich ziemskich przyjemności. W liryku księdza Jana stało się inaczej. „Starannie” przeżyte życie nie gwarantuje nieba. Podmiot liryczny ma wątpliwości, czy rzeczywiście dobrze rozumiał Boże przykazania,

czy aby zbyt skrupulatnie ich nie wypełniał, zapomniawszy przy okazji o tym, że „jest jeden grzech najważniejszy – brak miłości”.

Przesadnie drobiazgowo nakazy biblijne realizował w poezji Twardowskiego asceta,

„który nie jadł / więc się modlił tylko przed zmartwieniem i po zmartwieniu” (270 I). Ironia nie omija także pseudomęczenników. Owszem, w myśl nakazów Ewangelii, nadstawiają oni policzek, ale uderzenia „liczą na głos”.

Twardowski nie lubił „duchowej buchalterii”. Nadmiernie dokładne przeliczanie uczynków, w oczach księdza Jana, nie było nigdy niczym dobrym. Przypomnijmy od- powiedni wers, w którym poeta napisał, że „skrupulantom spadła nareszcie na głowę dynia grzechu”. W innym utworze przedstawił człowieka zakochanego w sobie, który nie przewidział jednak końca swojego życia:

Tak się zajął sam sobą tak się przy sobie zakręcił tak oczy pozamykał

że nie zauważył śmierci (167 II)

Fałszywa pobożność, o której zawsze pisał z ironią, jest udziałem wielu przemądrzałych:

Tłumaczył że do Kościoła należy papież i tak się zagapił że nie dostrzegł

że Pan Jezus wszedł do kościoła (233 II)

Kolejny ironiczny obrazek widzimy w utworze pt. Papież:

przedwojenny katolik

rozłożył papier –

skubie pióro jakby zaczepiał wronę pisze skargę na Pana Boga (148 I)

Człowiek to zdaniem Twardowskiego „urodzony dezerter”, często „udający lepszego”,

„wydający tysiące sądów”, „deklamujący o miłości”, „straszący pustką pełną erudycji” (185 I). Poeta nie chciał być kimś takim, prosił więc Boga:

Żeby nie być taką czcigodną osobą której podają parasol

którą do Rzymu wysyłają

w telewizji jak srebrnym nieboszczykiem kręcą wieszają przy gwiazdach filmowych… (99 I)

W jednym z wierszy Twardowski przedstawił hipotetyczną sytuację, w której ludzie sami wymyślili Boga. Człowiek okazał się jednak kiepskim stwórcą. Wykreowany przez niego Bóg

[…] byłby bardziej zrozumiały i elastyczny albo tak doskonały że obojętny

albo tak kochający że niedoskonały.

Wymyślony przez nas „musiałby się z nami liczyć” i „nie straszyć kiedy radość zaczyna być grzechem”, „być wolnomyślny i liberalny”, a także „spełniać po kolei nasze życzenia”. Betle- jem zmieniłoby wówczas nazwę na Mądralin, a Bóg byłby „naprawdę niemożliwy” (230 I).

W innym bożonarodzeniowym utworze pt. O firankach w stajni zakpił także z głupoty współczesnego człowieka, który gdyby mógł, to zawiesiłby tytułowe firanki w betlejem- skiej szopie. Niepozbawiony nacechowania ironicznego jest opis kolejnych przedsię- wzięć dla „dobra Boga”, do wykonania których przystąpiliby ci, co muszą mieć, żeby być. Gotowi byliby oni przykryć Dzieciątko wełnianą kołdrą, sprawić – a więc zakupić z własnych funduszów – rękawiczki świętemu Józefowi, założyć ogrzewanie, a nawet wywalczyć dla Nowonarodzonego kwaterunkowe mieszkanie z wygodami. Artyści zadba- liby o upiększenie ubogiego wnętrza: malarze wysmarowaliby je złotem, a poeci ozdobili lirycznymi wykrętasami. Nieufni, oczywiście z myślą o małym Jezusie, widzieliby w ośle podstęp na miarę trojańskiego, najodważniejsi zaś krzykliwie protestowaliby, mając za sobą wszystkie deklaracje i dekrety. Całe towarzystwo – w najlepszym wypadku, jak pisze Twardowski – modliłoby się do małego milionera położonego umyślnie na sianie. W utworze opisującym kolejne absurdalne zachowania człowieka poeta w zakończeniu dość nieoczekiwanie oddał głos Jezusowi, zmieniając zupełnie nastrój:

[…] a Ty tłumaczyłbyś otwartymi oczami ze zmarzniętą matką przy policzku

że naprawdę jesteś

więc oddajesz wszystko (206 I)

Z humorem pisał o wystroju polskich kościołów. Żartował wiele razy z artystów zdo- biących wnętrza świątyń, z twórców obrazów i fotografii „tak dokładnych że nieprawdzi- wych” (235 I). W wierszu Malowani święci podmiot liryczny zastanawia się:

Jak się czują malowani święci na wystawach nie mogąc rozpoznać pod szminką świętości swojej tajemnicy

nie mogą się nadziwić

że złote palce wymalowano im żółcią srebrne twarze – błyszczącą bielą […] wstydzą się

tytułów biżuterii i innych podrobów… (133 I)

Ksiądz Jan chyba współczuł świętym ich wizerunków uczynionych ręką ludzką, sfor- mułował zatem żartobliwą prośbę w imieniu jednego z nich – Jana Chrzciciela:

Nie malujcie go bez uśmiechu chudego jakby zjadł szarańczy ostatki przecież w dniu Nawiedzenia

podskoczył z radości w łonie matki (257 II)

Autentyczni święci często w obrazach czują się jak w niewygodnym gorsecie, nie chcą być „umęczeni w słodki sposób” (218 I) ani „pucowani do glansu jak samowar” (208 I). W liryku pt. Prośba czytamy:

[…] żeby w kościołach nie było wyszywanych serwetek katafalku z czarną kapą

aniołka z barokową łapką

z pędzelkami przy chorągwiach frędzli stukających pieniędzy

niepodobnych do siebie świętych

co nie mogą wyjść z nieswojej twarzy (134 I)

Poeta poprosił Maryję, żeby nie było takich wnętrz, albowiem w kościele bogatym

„zgubił się Jezus na dobre” (120 II).

Ksiądz także w muzyce preferował prostotę, nie lubił zbędnej ornamentyki, ponieważ

Jezus nie lubi jak Go męczą organami w kościele dość ma muzyki Bacha

i chciałby posłuchać

jak skrzypi w Biblii na czarnych nogach hebrajska litera

jak spowiadający mruczą w samo ucho sumienia… (141 I).

Największą niechęć miał jednak do zaangażowania politycznego i ideowego wiary.

W jednym z wierszy wyznał, że nic go nie straszyło:

[…] socrealizm katolicki tego się bałem (108 II)

Ksiądz Jan Twardowski nie pisał wierszy jedynie o dobrej, słonecznej stronie życia. Podejmował też tematy trudne, nie bał się pisać o ciemniejszych zakątkach ludzkiej duszy, nie uciekał przed pokazywaniem człowieka, „który wciąż od Boga odchodzi, potem znów powraca, raz jest taki, potem inny”17. Odważnie mówił, że grzech istnieje – „człowiek dobry też ma swoje winy”. Nie odsuwał trudnych tematów, nie udawał, że ich nie widzi. W przeciwieństwie jednak do wielu twórców współczesnych nie popadał w pesymizm. Jego poetycka wizja nie kończyła się jedynie na wskazywaniu obecnego w świecie zła. Z jego wierszy przebija humor, ciepło i życzliwość dla każdego człowieka. Nawet ironia nie niszczy, jest raczej łagodna i żartobliwa. Poeta tak widział rzeczywistość może dlatego, że jak sam kiedyś wyznał:

[…] żyję w dwóch światach: jeden to ten realny, okropny, pełen zamachów, wojen, terroru, i drugi – świat ludzkich zwierzeń, spowiedzi, tęsknoty za Bogiem, za miłością. Oba są prawdziwe, a dla mnie ważniejszy jest ten drugi18.

Twórczość Jana Twardowskiego nie jest poezją łatwego i taniego optymizmu. Oto jedna z jego wypowiedzi:

[…] dobroć bez odwagi jest bezwładna. Tylko odważna dobroć jest żywą dobrocią. Każda cnota bez odwagi jest ckliwa i bierna19.

Z pewnością możemy powiedzieć, że omawiana liryka jest odważna zarówno jeśli chodzi o podejmowane tematy, jak i o formę ich przedstawienia. Na pewno też nie jest naiwna, jak chcieliby ją widzieć niektórzy czytelnicy i krytycy. Różnorodność opisywa- nych spraw oraz sposób ich przedstawiania stanowi o niesłabnącej popularności poezji Jana Twardowskiego.


17 Tamże, s. 13.

18 Tamże, s. 80.

19 J. Twardowski, Patyki i patyczki, Warszawa 1987, s. 268.

Bibliografia

Buttler D., Polski dowcip językowy, Warszawa 1974.

Iwanowska A., Serdecznie niemodny i szczęśliwie zapóźniony. Jan Twardowski w oczach własnych, recenzentów i czytelników, Poznań 2000.

Słownik terminów literackich, (red.) J. Sławiński, Wrocław 1988. Twardowski J., Miłość miłości szuka, Warszawa–Poznań 1999. Twardowski J., Patyki i patyczki, Warszawa 1987.

Twardowski J., Pewność niepewności, czyli paradoksy, aforyzmy, pytania, złote myśli z wierszy i prozy, Warszawa 1995.

Zaworska H., „Jestem bo jesteś”. Z księdzem Janem Twardowskim rozmawia Helena Zawor- ska, Kraków 1999.


Abstract

Humor and wit language in the poetry of Jan Twardowski

One of the main determinants of the poetic style Jan Twardowski are humor and wit language. The poet often used mechanism paradox and contrast, surprise and mild, humorous irony. Thanks to the wit avoided pathos and celebration of religious poetry. Often a form of language contrasts with the metaphysical reflection. Twardowski through a kind of joke refreshed pompous, hieratic, serious religious language.


Keywords: humor, with language, poetry, Jan Twardowski